-->
*** Witaj na moim blogu ***

poniedziałek, 26 grudnia 2011

LXXIV


O matulu !!!
W głęboką otchłań wpadłam jak w jakąś najczarniejszą czarną dziurę… A jednak czuję, że po niebie jak radosna owieczka brykam… Dacie wiarę ???
Kamień z nerki, bo inaczej wielką fopę bym popełniła…
Wszystko się cudownie układało… Artur do Pomiechówka po mnie przyjeżdżał… A na tych zdjęciach do sesji to mnie nawet pocałował…
Aż do dzisiaj…
Pewnie z wygody, bo mu się tych kursów jak taksówkarz w te 
i spowrotem odechciało, wspólne mieszkanie zaproponował…
Szczęka mi w jednej chwili zbielała, bo nagle wszystko jak 
w rolerkosterze – i to z górki - w oczach mi migać zaczęło.
Ale myślę sobie – zaryzykuję ! W końcu niczego się nie boję…
No, może oprócz śmierci, podatków i komornika… 
I starości, i celulitu…
Zdecydowałam się na tą mega zmianę życiową… 
Chociaż i tak jak jakiś zbity pies chodziłam… Dacie wiarę ???
W końcu tego właśnie chciałam… Faceta z klasą… i kasą.
Już jednym butem na zewnątrz firmy byłam, żeby Arturowi moją decyzję przekazać, kiedy mnie Ula przy windzie zatrzymała…
Co ją napadło ??? Aż tak ją moja opowieść wzruszyła ???
Ze łzami w oczach powiedziała, że jeśli się zgodzę a go nie kocham, 
to do ostatnich dni żałować będę… Jakby jakieś duże Vi przed oczami miała… Dacie wiarę ???
Z Piotrem gruchają jak jakieś sikoreczki… Cały czas się na schodach całują, z ryjków sobie spijają…
Może jednak w tego doktorka jak kurą w płot trafiła… ? 
Może Marka juniora Dobrzańskiego jak ja – Sebastiana, opłakuje… ?
Może, może, może… Tu nawet święty Turecki nie pomoże…!!!
Spraw dramaturgicznych, zwłaszcza z facetami, to ja niestety załatwiać nie umiem…
To jak czarne mroki – niewidoki i węzeł góralski w jednym…
No, i z Arturem nienajlepiej poszło, chociaż z inicjacją do niego wyszłam, żebyśmy przyjaciółmi zostali…
Ale dobre chęci matką głupich… I jak ten głupi w kosmos, 
się we mnie zagapił. A potem brutalnie, bezdusznie, bez słowa wypowiedzenia... wyjaśnienia w sensie, od idiotek mnie wyzwał !!!
Tak oto z Arturem się rozstałam.
A przyjaźń, którą mu zaproponowałam, kroplą żeby tę czarę przechylić była…
W łazience potem mega rozwarstwiona siedziałam, kiedy mnie Ula znalazła… Przepraszać zaczęła, że niepotrzebnie w głowie mi namieszała… Ale ja właśnie dzięki niej w nic się nie wpakowałam 
jak z butami w mogiłę…
I teraz do woli będę Sebastiana rozpamiętywać – łajdaka, łobuza, łoszusta…
Jak jakaś idiotka…

**********

niedziela, 18 grudnia 2011

LXXIII


Lanczyk z Arturem – mega glamour !!!
Nigdy nie jadłam płetwy rekina. Zawsze myślałam, że to rekin mnie zje… 
Dacie wiarę ??? A tu proszę – vis à vis !!!
Do pracy wracam i co ??? Sebastian dalej się czepiać zaczyna, że coś za krótko ten obiad trwał… Ja to sobie tak myśleć zaczynam, że pan Olszański niezbyt wysokie 
H i Q posiada, bo przecież nie długość się liczy tylko jakość, w sensie jedzenia. 
No ale taki to już jest ten facecki naród – zawsze naprzeciwnie…
Dobrze, że Ula nie jest facetem… Jakimś Urlichem Cieplakiem na przykład…
W sekretariacie to ja chyba długo nie wytrzymam, bo ta czarna wdowa na nerwy mi strasznie działa… I jeszcze ten Casanova z pomywaka ciągle się zjawia… 
Między nimi to chyba coś tam ten teges… Chociaż udają, że niby przyjaciółmi są.
Ale tu mi kaktus jedzie, bo ja i tak swoje wiem…
Już myślałam, że chwila spokoju nastąpi w moim ciężkim, jak co dzień, dniu pracy…
Ale niedoczekanie moje !!! Sebastian jak tornaderro nagle się pojawił, bo koniecznie poważnie „o nas” chciał porozmawiać. Dacie wiarę ??? No i brawo – kolega lodówkę wygrał… W sensie dowiedział się, że z nami to już na pewno nic. Ale zaraz szybko sobie pomyślałam, że szkoda tak Sebulka na amen w popiele pogrzebać…
Przyjaźń mu zaproponowałam, bo skoro Ula przyjaciół w facetach ma, to czemu 
nie ja ??? W końcu z Sebastianem na fitness czy na zakupy iść też się da…
Tak do wczoraj myślałam. A dzisiaj w twarz mi  powiedział i to w Marka obecności.
Dacie wiarę ??? Że żadnym cielęciem dla mnie nie będzie… 
W sensie, że przyjacielem… I żebym przestała do niego po pracy wydzwaniać !!!
Jak sobie życzy... W końcu tego właśnie chciałam… 
Żeby się wreszcie ode mnie odczepił…

**********

LXXII

Ta Ula to mnie normalnie do grobu wciągnie jak nic !!!
Zapomniała mi powiedzieć. Dacie wiarę ???
Do pracy jak zwykle dzisiaj przychodzę… Po pocztę na recepcję 
od razu. A tej czarnej wdowy tam nie ma, tylko jakiś Daniel 
jak diabeł z pudełka spod recepcyjnej lady wyskakuje !!!
I mówi, że Ania już tu nie pracuje !!! Szczęście nie do pojęcia – 
myślę sobie. Ta szatanistka zawsze była taka hop-siup, dana, dana – to się doigrała !!!
Moja radość krótko trwała, bo zaraz z deszczu pod wannę wpadłam…
Ula Ankę na swoją asystentkę wyznaczyła. Dacie wiarę ???
I na swoim dawnym miejscu w sekretariacie posadziła !!!
Pobiegłam jej szukać, pani prezes znaczy, żeby wyjaśnić całą sytuację… Bo przecież Kubasińskiej zwalniać tak za nic nie wolno !!!
Szczęśliwie Ula mi pomóc chciała, bo się teraz na pół nie rozdwoję… Przy tej nowej kolekcji pracy po pachy nie tylko w sekretariacie… „Twarz” też swoje obowiązki ma…
Więc niech tej Ance już będzie… Przynajmniej jak dzika klacz tyrać nie będę musiała…
Jeszcze by mi się boki zapadły… Na chwilę nawet fajka pokoju wykopię i jej pokarzę co i po co, żeby ten sekretariat beze mnie 
jak bez nogi nie został i nigdzie się nie ruszył…
Z resztą Uli obiecałam…
A do Sebastiana to ja już normalnie siły nie mam… 
Najpierw o weekend mnie pytał, co porabiałam… Na łonie rodzinnym z przyrodą obcowałam – cisza, spokój, szum liści…
Ogórki urwałam i na zimę je zakisiłam…
I znowu Artura się czepił, że pewnie mi w tym kiszeniu pomagał…
I potem znów mnie dopadł (kiedy na obiad z Arturem umówiony wychodziłam).
Oezu, on mnie o apokalipsę przyprawi i klastrofobii przez niego dostanę jak nic !!!
Z kwiatami przyleciał, jakby z Marasa wylądował !!! 
Kręcił, się miotał, że te swoje weekendowe przygody wymyślił, 
że się wygłupiał !!! Dacie wiarę ???
Ja go chyba z moim psychoanalitykiem umówię, bo mu się ciągle wszystko jak w kineskopie zmienia !!! Szczęśliwie, ja z fazy ściemniania to już dawno wyszłam…
A z resztą ściemnianie już nie jest modne…
Więc, że na obiad z Arturem idę mu powiedziałam… 
I tak na ulicy zostawiłam…

**********