-->
*** Witaj na moim blogu ***

niedziela, 18 grudnia 2011

LXXIII


Lanczyk z Arturem – mega glamour !!!
Nigdy nie jadłam płetwy rekina. Zawsze myślałam, że to rekin mnie zje… 
Dacie wiarę ??? A tu proszę – vis à vis !!!
Do pracy wracam i co ??? Sebastian dalej się czepiać zaczyna, że coś za krótko ten obiad trwał… Ja to sobie tak myśleć zaczynam, że pan Olszański niezbyt wysokie 
H i Q posiada, bo przecież nie długość się liczy tylko jakość, w sensie jedzenia. 
No ale taki to już jest ten facecki naród – zawsze naprzeciwnie…
Dobrze, że Ula nie jest facetem… Jakimś Urlichem Cieplakiem na przykład…
W sekretariacie to ja chyba długo nie wytrzymam, bo ta czarna wdowa na nerwy mi strasznie działa… I jeszcze ten Casanova z pomywaka ciągle się zjawia… 
Między nimi to chyba coś tam ten teges… Chociaż udają, że niby przyjaciółmi są.
Ale tu mi kaktus jedzie, bo ja i tak swoje wiem…
Już myślałam, że chwila spokoju nastąpi w moim ciężkim, jak co dzień, dniu pracy…
Ale niedoczekanie moje !!! Sebastian jak tornaderro nagle się pojawił, bo koniecznie poważnie „o nas” chciał porozmawiać. Dacie wiarę ??? No i brawo – kolega lodówkę wygrał… W sensie dowiedział się, że z nami to już na pewno nic. Ale zaraz szybko sobie pomyślałam, że szkoda tak Sebulka na amen w popiele pogrzebać…
Przyjaźń mu zaproponowałam, bo skoro Ula przyjaciół w facetach ma, to czemu 
nie ja ??? W końcu z Sebastianem na fitness czy na zakupy iść też się da…
Tak do wczoraj myślałam. A dzisiaj w twarz mi  powiedział i to w Marka obecności.
Dacie wiarę ??? Że żadnym cielęciem dla mnie nie będzie… 
W sensie, że przyjacielem… I żebym przestała do niego po pracy wydzwaniać !!!
Jak sobie życzy... W końcu tego właśnie chciałam… 
Żeby się wreszcie ode mnie odczepił…

**********

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Jeśli notka Ci się podoba - skomentuj !!!