-->
*** Witaj na moim blogu ***

niedziela, 1 maja 2011

Część XXXIII

Znów czarne chmury nade mną zawisły !!! Dacie wiarę ???
Ja myślałam, że skoro cała firma o tym kontrakcie z reprezentacją, 
co go w pocie czoła wynegocjowałam trąbi, wszystko do należytego porządku wróciło !!!
W pracy jak zwykle bladym świtem się zjawiłam, ale gdy tylko Marek mnie ujrzał, strasznie mnie zwyzywał !!! 
O defraudacji firmowych pieniędzy, o fałszowaniu podpisów,
o braku czasu na wzywanie na mnie policji krzyczał !!! Dacie wiarę ???
Wszystko co dla tej firmy ciężko wypracowałam, jak psem o budę !!!
Tak być nie może !!! To miał być normalny sukces przecież !!!
A ta pokraka jeszcze mi mówi, że to jest kompletna klapa !!!
Skoro ona tak na poważnie, to w końcu błagać na kolanach ją prawie zaczęłam, żeby te wszystkie cyferki jeszcze raz dokładnie przejrzała 
i COŚ zrobiła, to Marek mnie z firmy nie wyrzuci !!!
Tej okrutnej niepewności już wytrzymać nie mogłam, bo ile można tak w zawieszeniu na decyzję prezesa czekać…
W końcu sprawy we własne ręce wzięłam i Paulinę na Marka nasłałam, żeby się za mną wstawiła… Strzał w dziesiątkę to był… 
no, może nie do końca, bo mimo, że w firmie jednak zostaję, to te pieniądze, których na reprezentowanie F&D przy negocjacjach z Bodziem potrzebowałam, co do grosika z każdej następnej własnej pensji oddać będę musiała…
Nie będzie tak źle, Marek w końcu porządny facet jest i  nie da zginąć swoim ludziom…
Z brzydulą potem na miejsca się zamieniłam…
W firmie niby zostałam, ale nie chcę już tak na widoku siedzieć, 
bo by mnie wszyscy przecież żywcem zjedli. 
A tak cichutko, jak miś pod miotłą na dawnym miejscu Ulki sobie posiedzę, aż w końcu zapomną…
Niestety nie tak szybko, bo właśnie przed chwilą Sebastian 
przy moim biurku się zjawił, żeby nową umowę o pracę osobiście 
mi wręczyć. Dacie wiarę ???
A tam, biało na czarnym w punkcie trzecim, o tym długu z firmowej karty jest napisane…
I na odchodnym jeszcze Borubara wypomnieć mi nie omieszkał !!! Bezczelny !!!
Ciągle same kłopoty… Przed kurierem chować się musiałam, 
bo mi te paczki z internetu zamawiane przynosił,  za które kokosy płacić trzeba a wiadomo, w jakiej ja teraz sytuacji jestem. 
W dodatku Sebastian ciągle mnie ścigał, żebym mu tą nową umowę 
o pracę wreszcie  podpisała… A to przecież nie umowa, tylko rozbój 
w mroczny dzień !!!
Jak ten dług co miesiąc oddam, to mi z pensji już na nic nie zostanie…
Umowę z Markiem negocjować postanowiłam, chociaż wiem, 
że na straconej pozycji jestem.
Ale poszłam, jak w paszczę lwa… na świętego Mikołaja udobruchać prezesa próbowałam…
Próbowałam, próbowałam a on słuchał i słuchał…
I w końcu swego dopięłam, bo ze mnie przecież urodzona negocjatorka jest, w dodatku w czepku !!! Dacie wiarę ???

**********

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Jeśli notka Ci się podoba - skomentuj !!!