-->
*** Witaj na moim blogu ***

wtorek, 26 października 2010

Część V

Prezentacja Marka…
Dobrze mnie tknęło, żeby na samym Sebastianie tylko nie polegać !!! 
Dacie wiarę ???
On w tej sprawie niewiele mądrzejszy ode mnie jest…
Więc jeszcze w biurze, zanim do niego „pracować” pojechaliśmy, z tą pokraką porozmawiałam… Że niby pomóc jej chcę, że skoro Marek z nią nie gada, 
to ja ją u niego poprę, że jak ma jakiś pomysł, niech go rozwinie i mailem mi 
i Sebastianowi wieczorem podeśle, żebyśmy jakiś podkład do tej prezentacji mieli… 
I mi uwierzyła !!!
Dacie wiarę ??? Kamień z nerki, myślę sobie. 
Brzydula całą robotę za nas odwali
a my miły wieczór razem spędzimy…
Trochę mnie Paulina zdenerwowała, bo Sebastiana, tak jak wcześniej Aleksa,
odradzać mi zaczęła. No, jeśli o jej brata chodzi, to w tym temacie akurat miała rację…
Ale Sebastian ???
Podobno z lepkich rączek słynie… Przestraszyłam się, że złodziej z niego jakiś !!!
Ale Paulinie o to chodziło, że on straszny kobieciarz jest.
Myślała, że mnie wystraszy… Na pewno nie będzie gorszy od Aleksa !!!
Ale tego już jej powiedzieć nie mogłam…
Na ten podkład do prezentacji od brzyduli czekając, miło się z Sebastianem relaksowaliśmy…
Świece, wino… Potem masaż… Czekaliśmy i czekaliśmy…
A potem bladym świtem czarną dziurę przed oczami zobaczyłam jak do mnie dotarło, że ta pokraka osobiście Markowi całą prezentację chce oddać !!!              
Podła zdrajczyni !!!
I z Sebastianem jak ten Zabłocki z mydłem na lodzie zostaliśmy, bo napisać 
już nic mądrego nam się nie udało a czas uciekał...
W drodze do firmy w końcu się ze mnie ulało, że ten cały pomysł na nową prezentację dla Marka od brzyduli podsłuchałam… 
I że teraz to nawet sam święty Turecki nam nie pomoże…
I jeszcze Sebastian na mnie nakrzyczał, żebym mu pomidorami, 
którymi przecież braki bromu tym okropnym stresem spowodowane 
uzupełnić musiałam, tapicerki w aucie nie wyświniła !!! Dacie wiarę ???
Jego wysłałam, żeby nas przed Markiem tłumaczył, bo gdybym ja tam poszła,
to na 99 setnych już na progu jego gabinetu martwym trupem bym poległa 
od samego jego spojrzenia chyba…
Strasznie się zdziwiłam, kiedy w końcu do sekretariatu dotarłam. 
Obaj tam byli, Seba i Marek w sensie… Nad jakimiś stosami papierzysk ślęczeli 
i po ich minach widać było, że jest jeszcze jakaś nadzieja, że nie wszystko jeszcze stracone…
Tyle pomidorów to ja w życiu chyba nie zjadłam !!! Godzina zarządu wybiła !!!
Teraz tylko czekać i modlić się o szczęśliwy koniec zostało… I jeść pomidory…
Komplikacje mimo wszystko z tego pośpiechu wynikły, bo z nową prezentacją 
Marek zapoznać się nie zdążył… Brzydula gdzieś przepadła… 
Na telefonie jej złapać nie mogłam…
W końcu jakimś cudem się odnalazła…
Ale posiedzenie zarządu przerwać trzeba było, żeby dla Marka czas niezbędny do zapoznania się z tą nieszczęsną prezentacją zyskać… Dacie wiarę ???
Jedynie Pshemko taką wielką moc posiadał, żeby bezkarnie ważną naradę przerwać. Szczęśliwie jakoś naszego projektanta przekonać zdołaliśmy i junior Dobrzański z posiedzenia zarządu z całą twarzą wyszedł…
Ale podobno nie koniec naszych kłopotów, bo te całe projekty wizji rozwoju firmy, jak mnie Sebastian oświecił, mają jeszcze eksperci prze-a-na-li-zo-wać…
Po co ? Dlaczego ? Tym głowy zawracać sobie nie będę… 
W końcu najgorsze już chyba za nami… ???

**********

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Jeśli notka Ci się podoba - skomentuj !!!