-->
*** Witaj na moim blogu ***

środa, 27 października 2010

Część VII

Normalnie żywym trupem na zawał w tej firmie zejść można. Dacie wiarę ???
Zwolnienie brzyduli nic Paulinie nie dało, w sensie, że żadnych dowodów
na Marka w jego gabinecie nie znalazła…
Sukces jedyny, że klucz z pazernych łapsk pokraki wyrwała…
Ale przez to w większą depresję popadła i do domu SAMA pojechała.
A mnie jak tego psa z kulawą nogą zostawiła !!! Przyjaciółka !!! 
Dacie wiarę ???!!!
Zaraz Sebastian się zjawił, kiedy tak samotnie na ulicy kontemplowałam…
Do Pomiechówka droga daleka, więc się łaskawie zgodziłam żeby mnie podwiózł.
Ale do domu nie dojechałam, bo straszna kłótnia w samochodzie się rozpętała…
Od dwulicowych kłamców, zdrajców i związkofobów go wyzwałam, że tak Marka zdrady przed Pauliną ukrywa i w ogóle z nim razem trzyma !!!
I na środku ulicy zatrzymać się kazałam, bo dalej już z nim jechać nie zamierzałam !!!
Ale nagle całować się zaczęliśmy jak jakieś dwa półgłówki skończone…
Dalszych szczegółów zdradzać nie będę, bo nie przystoi nawet.
Grunt, że w końcu w jego wypasionej wannie gorącą kąpiel brałam…
Niestety relaksu chwile w zapomnienie odeszły gdy Sebuś do łazienki wchodząc oznajmił, że właśnie Marek do niego nocować przyjechał.
Prosto z lotniska, a właściwie prawie, bo jeszcze po drodze do domu zawitał,
gdzie na progu wszystkie swoje rzeczy w walizkach zapakowane znalazł…
Dacie wiarę ??? Paulina go z domu na bruk wyrzuciła !!!
A na koniec Marek w szlafroku mnie zobaczył, choć wcale nie chciałam,
bo jak ja teraz w jego oczach wyglądam ??? I co z moją reputacją ???
Rano senior Dobrzański zebranie zarządu zwołał, żeby sprawę apartamentu
dla Klaudii w Mediolanie syn wyjaśnił… Wytrzymać z nerwów nie mogłam
i znowu tony pomidorów zjadłam, bo w końcu losy mojej najlepszej przyjaciółki się właśnie ważyły…
W końcu w konferencyjnej Paulinę znalazłam, znowu całą we łzach,
bo okazało się, że Marek zamiast ją zdradzać, wszystkie formalności
z ich przyszłym ślubem związanych przy okazji tych targów zdążył załatwić…
I piękną katedrę, w której rodzice Pauliny sami ślub brali, dla niej specjalnie zarezerwował…
A ona głupia go słuchać nie chciała, bo znów myślała, że jakieś kłamstwa zacznie jej wciskać…
Do domu z nią pojechałam, bo w okropnym stanie wyrzutów sumienia była, 
więc jak ją samą zostawić miałam…
Uparty osioł z tej Pauliny Febo, bo za żadne skarby świata przekonać się 
nie dała, żeby do Marka zadzwonić i go za wszystko przeprosić…
Ale sprawa sama się rozwiązała, bo narzeczony osobiście nagle w domu się pojawił. Musiałam pić żelazo póki gorące i rozmowę zakochanych na odpowiednie tory sprowadzić…
Ale właśnie wtedy Paulina z domu grzecznie mnie wyprosiła, chociaż zbyć 
tak łatwo się nie dałam i obiecać jej kazałam, że się z Markiem pogodzi…
Ale torebki zapomniałam, a jak wróciłam to junior Dobrzański właśnie wychodził… Dacie wiarę ???
Zostawić tak tego nie mogłam, jakem Kubasińska przecież…
Na bruk Paulinę za narzeczonym wypchnęłam i chwała mi za to święci Anieli,
bo swego dopięłam i ich pogodziłam !!!

**********

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Jeśli notka Ci się podoba - skomentuj !!!